Pilotka

napisała o Samotność liczb pierwszych

Mam wrażenie, że film jest bardzo nierówny, może to za sprawą fabularnego chaosu, z czego trudno czynić zarzut, a jednak nieco uwiera, ale za subtelność, chłód przemieszany z klimatem pełnym intymności, niemal dotyk tych zagubionych, odrzuconych ludzi, próbujących się jakoś w życiu odnaleźć daję "7" Można jednak kręcić filmy o uczuciach, nie ocierające się o tani sentymentalizm. Samotność, nieprzystawalność bohaterów do świata, ich ból i trauma zostały przedstawione bardzo sugestywnie. Alice i Mattia są jak lustrzane odbicia własnych życiowych poranień, dwie rozdzielone połówki nieosiągalnej jedności.

Proszę mi wybaczyć, ale nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem. Film nie popada w tani sentymentalizm? Jeżeli tak to szkoda, że całkowicie go zignorowałem. Powieściowy pierwowzór był niezmiernie denerwujący. Jakaś dziwna hybryda Coelho i Houellebecqa. Ledwo doczytałem to do końca. Naprawdę dobry, czy ta siódemka została dana na zachętę? :)

Nie wiem, czy zdołam wybaczyć, ale kontynuujmy :) Moim zdaniem właśnie nie, nie jest to wyciskacz łez, te najbardziej intymne sceny są bardzo subtelne, podkreślają kruchość i zagubienie uczuciowe bohaterów, nie są łzawe i ckliwe, nie pękają pod naporem wyznań, ja jestem pod wrażeniem, ale każdy ma nieco inny poziom wrażliwości. Nawet skłonności do autoagresji nie są przejaskrawione. Niektórym jednak scenom nadano rys artyzmu na siłę i to bywa nieco drażniące, na szczęście nie jest ich za wiele, a film emanuje to chłodem, to intymnością i ten kontrast wywołuje emocje, naprawdę porusza. Bardzo się dziwię, że książka jest traktowana niejako jako manifest pokolenia. Pokolenia? Ile jest takich osób, wręcz przeciwnie, tytułowe liczby pierwsze to niepokaźny ułamek, większość prezentuje postawę nie myśl i baw się.

A teraz wiadomość dla Ciebie: jeśli książka Cię tak denerwowała, to raczej film nie dla Ciebie, gdyż czytałam, że adaptacja pozostaje bardzo wierna powieści, a jedynym ratunkiem pozostaje matematyczny chłód, z jakim Saverio Costanzo historię przedstawił. Siódemka jest nieco na wyrost, dałabym 6.5, ale i tak uważam, że warto ten film obejrzeć. Nawet jeśli się nie spodoba, to możesz na fali hejterstwa skrobnąć miażdżącą notkę, a praktyka czyni mistrza :)

PS. Tak z ciekawości, w czym „Samotność…” przypomina Coelho?

Ps. Do czego to dochodzi bym już nawet odpowiedź dzieliła na kawałki :P

Tych dwóch pisze o Wielkich Mądrościach. Może to porównanie niezbyt pasuje, bo Giordano prezentuje inne podejście do życia, ale posługuje się podobną metodą. Jest tak samo wkurzający, bo ma chyba na celu stworzenie wielkiej, pięknej i mądrej a nade wszystko prostej powieści. Aż rzygać się chce jak się czyta o tych liczbach pierwszych, co to spotkać się nie mogą. O platońskich połówkach, co to nieszczęsne są, bo się szukają, ale trafiły na osi te cholerne liczby pierwsze. Aż powinienem uronić dwie łzy wzruszenia. Tanie chwyty, słabe powieści.

W takim razie ekranizacji nie obejrzę. Jestem italoentuzjastą i udaję, że we Włoszech powstają dobre filmy :D

Czy Ty aby nie przesadzasz ostatnio? :) Odnoszę wrażenie, jakbyś musiał wszystko negować. Les Miserables zebrał całkiem niezłe noty, a ja odpuściłam go sobie po Twojej wzmiance o nudnych gadających głowach:P Jeśli chodzi o kino włoskie, które rzadko mam okazję obejrzeć, to chyba ostatnio mnie wymęczył "Jestem miłością", tam to dopiero był przerost formy nad treścią. Czasem jednak warto poprzestać na starych mistrzach niż niszczyć własne złudzenia :)